27 kwietnia 2011 napisałam:
"Całe moje życie - świadome i nieświadome, senne jest tylko planowaniem samobójstwa, to bez sensu."
Miałam rację, mam rację. Od dwóch miesięcy jestem w najgroszej z możliwych depresji. Aktualnie mamy punkt kulminacyjny, chyba jutro zamiast wyjść na zajęcia, wyjdę zgłosić się do szpitala.
Nie mam siły, boli mnie każdy nerw, nie mogę palić, bo paraliżuje mi serce, nie chcę istnieć.
Jeśli tam wrócę, powiem całą prawdę, niech mnie zćpają, przypalą elektrowstrząsami, ale niech mi pomogą, bo tak męczyć się nie umiem. Źle mi z samą sobą i całą resztą, zwłaszcza, gdy jest tak skomplikowana jak teraz. Jedyną moją obawą jest to, że plan mojej psychiatry się spełni "Będziemy Cię tak wozić od szpitala do szpitala przez 10 lat i zobaczysz, nic Ci nie pomoże". a co, jeśli tak?
a w cholerę.
albo tam wrócę, albo zćpam się do nieprzytomności, chociaż tyle.
cudowne życie hipokryty, który nienawidzi narkotyków, a sam czasami je bierze. Dzień dobry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz