środa, 10 października 2012

Dawne czasy.


Jest dopiero dwudziestapierwszatrzydzieścijeden. Dwudziestapierwsza, ranek, początek dnia, a ja już nie mam siły. Wielkie wycieńczenie mnie ogarnia. Czuję dalej kawę w głowie, czuję, że coś jest nie tak. Chory nie-po-kój. Jeśli to nadrobię to będę mistrzem, jeśli nie będę chciała tam wrócić to będzie cudownie. Siedem, osiem, siedem, napisz to wszystko, zrób, mam za dużo na głowie, wszystko się wali, wszystko, nie śpię, uczę się i wszystko leci w pustkę, eter, przestrzeń, nie wiem gdzie. Nie-jestem-w-stanie-wrócić do życia. Chciałabym coś napisać, najlepiej całą książkę, wypluć to co siedzi mi w gardle. Niech ludzie wszystko wiedzą, na co komu maski. Zedrzyj skórę z twarzy, a i tak nie będziesz sobą. Kłamczuchy, małe łobuziaki, żartujmy dalej.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz