Silna potrzeba miłości.
Silna potrzeba przyjaciół.
Silna potrzeba świadomości, że to jednak nie tak.
To nie może tak być, że cały świat eksploduje w Twojej głowie w ciągu kilku dni.
Muszę się znarkotyzować, ogłuszyć czymkolwiek, odepchnąć, przydepnąć, zabić własne myśli. Jak najszybciej. Bo czysta znieczulica, zżera mnie, idę bez świadomości chodzenia, nie rozumiem.
Chcę wrócić do szpitala, Wielka Depresja, Wielki Dół, hop-sa! Wskoczyć do niego, własnymi dłońmi się zakopać, aż czarna ziemia powchodzi pod paznokcie, aż oddech ustanie. Zniszczyć się, znarkotyzować.
Chcę tam wrócić, sama, albo z Tobą. Jakkolwiek, bo to nie miejsce dla mnie. Szpital daje Ci tę strzykawkę za pierwszym razem niepewnie, ale za drugim z pewnością aż się po nią wyrywasz. Strzykawka z mieszaniną niechęci i nienawidzi do świata zewnętrznego. Świat prawdziwy, bez masek, bez tajemnic, przepełniony emocjami istnieje tylko za kratami. Tam, gdzie w głowie rodzą Ci się pomysły najgorsze. Pamiętam te kłótnie, te krzyki. Wypalę mu oczy, wydłubię sobie oczy, zabije się, jego, spalę, zemdleję, ucieknę, umrę, zasnę, wrócę, a przecież nie mam dokąd już wracać. Nie stójmy w miejscu, zróbmy krok w bok. Gdziekolwiek, przed siebie? Życie za kratami jak w simsach. Zawsze te same posiłki, czasami nowi ludzie, czasami tragedie, czasami radość. Jak miałam iść pierwszy raz dziesięć godzin męczyłam się nad instalacją tej zasranej gry, a to wszystko po to, aby zasmakować chorej iluzji idealnego świata. Świata w którym mnie nie ma i nigdy nie będzie. To dwie oddzielne strefy.
Tak się boję, te wizje, to wszystko. Nie mam dokąd uciekać, zjada mnie, agr. Nie chcę, boje się spać, tych ludzi, tych ścian, w grudniu sama zapukam na izbę przyjęć, zrezygnuję z ubezwłasnowolnienia, a na własne życzenie wpakuję się na kolejną zimę do tego lodowatego, pachnącego nieszczęściem budynku. Szaleństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz