piątek, 31 sierpnia 2012

Czuję.

Jedyny moment, w którym człowiek czuje, że naprawdę żyje to ten, gdy balansuje się między życiem, a śmiercią. Są ludzie cieszący się sportami ekstremalnymi, ale są też ludzie uwielbiający mieć próby samobójcze. Gorzej, jeśli próba zakończy się "powodzeniem".
Luty, spokój, cisza, ciało umazane piórem - "wymarzonymi tatuażami", muzyka, ja i mała szklaneczka z magiczną zawartością. Butelka wody.
Jedna tabletka. Łyk wody. Połykamy.
Druga, woda, przełknięcie.
Trzecia, łyk, akcja.
i jeszcze dziesięć.
Problemy z akomodacją.
Rozedrgany, piękny świat, wieczorowy makijaż, wieczorowa sukienka.
i to cudowne oczekiwanie. Czy umrę? Czy nagle poznam największy, najbardziej skrywany sekret ludzkości? Tak? Kiedy? Przyśpieszone bicie serca lecz górujący nad nim wewnętrzny spokój.
Patrzę się w lustro na przeciwko łóżka i jestem szczęśliwa. Niczego nie potrzebuję.
Jestem muzyką, balansuję, czytam, sprawdzam, zapisuję objawy. Czekam na krwotok wewnętrzny. Dotykam ciała, cieszę się. Boli mnie trochę głowa, ale chyba nic mi nie jest.
Ile bym dała, aby przeżyć to jeszcze raz, mieć odwagę zaryzykować, nie mieć nic przed, ani za sobą.
Lecz chyba nie będzie mi to dane. Ostatnio przestałam wierzyć w tę klątwę, że jeśli umrę to przez samobójstwo.
Ulga?

3 komentarze:

  1. jesteś strasznie egzaltowaną osobą. też byłam w szpitalu psychiatrycznym, łącznie ok. 5 razy, i znam wiele osób które też były. ale ty o swoich sprawach wypowiadasz się w taki sposób że mam wrażenie, że to wszystko na pokaz - "oh jak ja cierpię, oh najem się tabletek to będę balansować między życiem a śmiercią mimo, że wzięłam taką ilość, że tylko boli mnie głowa". egzaltacja zawsze wydaje się fałszywa, ewentualnie czasem bywa żałosna. nie piszę tego żeby zrobić ci na złość, ale odnoszę wrażenie, że jesteś tworem własnej wyobraźni, a nie prawdziwą cierpiącą osobą. mam taką znajomą, która w podobny sposób się wypowiada, mówi o swoim cierpieniu nieomal wierszem, a nic jej nie jest i w codziennym życiu zachowuje się jak każda inna nastolatka. dlatego myślę sobie, że to jest tylko taka poza. a ja bardzo nie lubię póz. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz w dużym stopniu rację. Może nie mam zamiaru robić nic na pokaz, ale większość problemów pojawia się sama w mojej głowie. Przez długi czas dzieliłam siebie na dwie części, właśnie na tę normalną, codzienną i na zupełnie przeciwną, która budzi się wieczorami.
      Trudno w obecnych czasach być w pełni sobą, bez udawania.

      Usuń
  2. Nie można cały czas się żalić. Kiedyś traci się już cierpliwość. Wiem jak to jest kiedy nie można wytrzymać sama ze sobą, wszystko przytłacza bez powodu, chociaż w pewnym sensie jest ich wiele. Skok z balkonu z 5 piętra? Brzmi nieźle, lecz kiedy jesteś już po drugiej stronie barierki uświadamiasz sobie co ty do cholery robisz.Jestem żałosna...Ostatnio moja znajoma miała wypadek na motorze. Jej chłopak zginął, ona przeżyła w ciężkim stanie. Wstyd mi za moje myśli, za to że chciałam sobie odebrać życie. To jest choroba XXI wieku, od nadmiaru wrażeń pierdoli się w glowach, można mieć wszystko, wszyscy chcą mieć jak najlepiej bez starania się o to. Nie wiem kim jesteś, nie chcę Cię oceniać bo Cię nie znam. Podnoszenie na duchu, mówiąc że inni mają gorzej nie dziala. Ale ,kurwa - życia się nie odbiera, to jest za proste. Ktoś potrzebuje wrażeń? Niech pójdzie porozmawiać z dzieckiem którego ojciec zginął na wojnie w Iraku.Niech pijany kierowca który spowodował wypadek opowie, jak to jest być przyczyną śmierci pasażerów. Niech gwałcona przez 10 lat dziewczyna w piwnicy powie jak to jest wychowyać dziecko własnego ojca... Nienawidzę tych wieczorów, kiedy jestem ze soba sama, ale do cholery nie bede dawac sobie satysfakcji ze moge sie poddac. znalazłam sens, którego się trzymam. Mam nadzieję się trzymać. Tobie też tego życzę, pomimo tego, że może być trudno- nie wmawiaj sobie,że tak jest, to wymysł.

    OdpowiedzUsuń