Jest dopiero
dwudziestapierwszatrzydzieścijeden. Dwudziestapierwsza, ranek,
początek dnia, a ja już nie mam siły. Wielkie wycieńczenie mnie
ogarnia. Czuję dalej kawę w głowie, czuję, że coś jest nie tak.
Chory nie-po-kój. Jeśli to nadrobię to będę mistrzem, jeśli nie
będę chciała tam wrócić to będzie cudownie. Siedem, osiem,
siedem, napisz to wszystko, zrób, mam za dużo na głowie, wszystko
się wali, wszystko, nie śpię, uczę się i wszystko leci w pustkę,
eter, przestrzeń, nie wiem gdzie. Nie-jestem-w-stanie-wrócić do
życia. Chciałabym coś napisać, najlepiej całą książkę,
wypluć to co siedzi mi w gardle. Niech ludzie wszystko wiedzą, na
co komu maski. Zedrzyj skórę z twarzy, a i tak nie będziesz sobą.
Kłamczuchy, małe łobuziaki, żartujmy dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz